śpiewałem dalej, póki nad rzekę nie zeszła kawalerka i stateczni gospodarze tamtej wsi.<br> Wtedy ściągając na tył głowy myckę i podnosząc się z trawy, wchodziłem w trzyletni, zarastający mnie natychmiast, chrust.<br> Pod tym chrustem wrzeszczałem jeszcze na całe gardło jedną z tych obraźliwych przyśpiewek, ułożonych niegdyś zmyślnie o kawalerce z tamtej strony rzeki, i wracałem do domu.<br> Tą obraźliwą przyśpiewką musiałem kończyć śpiewanie nad wodą.<br> Od pewnego bowiem czasu kawalerka, jak również gospodarze z naszej wsi, dokuczali mi, przezywając mnie "kościelną świergotką" tamtych zza rzeki.<br> Wprawdzie już wtedy nie bardzo mnie obchodziło, jakie przezwisko przyszyje mi wieś, nie było człowieka bez