W jadalni słychać było przelatujące w powietrzu <br>muchy. Zduszony, nerwowy chichot Palucha dał się słyszeć <br>jak wystrzał z nadmuchanej torebki. Drgnęli jak po prawdziwym <br>wystrzale, nie przestając patrzeć na Leszka.<br>Zszedł z wysokości, poodnosił na miejsce części <br>składowe swego rusztowania, potem - zwrócony do nich, <br>bokiem do wychowawców, nie patrząc na tamtych, a na nich <br>wszystkich razem i każdego z osobna, bo tak to odebrali - powiedział:<br>- Dla mnie tak. Zawsze tu byłem.<br>I podarł krzywą kartkę, rzucając kawałki na <br>podłogę.<br>Nikt się nie odezwał. Oddechy - jakby ulgi, że ktoś <br>podjął decyzję za nich, że się skończyło - stłumili <br>dokładnie. I wreszcie zaczęli rozmawiać