Wariactwo, szaleńcze ryzyko, niech pan nawet o tym nie myśli, i po co mi pan to mówi?<br>Szyc się skrzywił. - Rzeczywiście, po co? Sam nie wiem, no to już koniec albo dopiero początek - prawie wyjąkał. Znikł za przejeżdżającą furmanką, przy której dostojnie kroczyła ładna, czarno-biała krowa. Kupił woreczek kaszy, taniej, niż się spodziewał, okupacyjne szczęście, kawałek podsuszonego boczku i biały, jakże wonny ser w lnianej ściereczce. Pieniądze dała mu rano Róża, nie pytał, skąd ma, zawsze tak było, bez słowa wyjaśnienia. Domyślał się, że pochodzą od Konstantego. Wyszedł boczną furteczką pod brzózkami. Minął kogoś w szarym tajniackim płaszczu z podniesionym