unurzane w czymś mazistym. Musiał je importować z sąsiednich wydziałów. O czwartej wracaliśmy zmęczeni i brudni. Nasza świadomość rozwijała się niezgodnie z założeniami. Oto, kim nie zostaniemy. Naprawczymi taboru kolejowego, choćby zepsuł się cały. Po południu, znów w akademiku, przesiadaliśmy się do sypialnych. Przesypialiśmy parę godzin, jeszcze rozdzieleni ścianą, na tapczanach nawet na kuszetki za wąskich. Wieczorem szliśmy do miasta, inicjatywa była symetryczna, obopólna. On deklarował zamiar, a ja przyklaskiwałam, bo jak się okazywało, w Rynku mieliśmy do wypicia to samo piwo, Piastowskie, w tej samej piwiarni. Szliśmy od dzielnicy studenckiej przez wielki pusty teren, zrównany z ziemią przez Niemców, pod