młodszym. <br>Oddychają tym powietrzem - Wanyangeri wykrzywił twarz <br>i rozdymając nozdrza kilkakroć odetchnął gwałtownie, <br>potem wyrwał z ziemi pęk trawy i rzucił go w powietrze - dotykają <br>traw, śpią na nich, a kiedy już mają tego dosyć, <br>wracają do okolic, gdzie każdy czymś się zajmuje.<br><br>O zmierzchu, gdy tylko przestała być widoczna tarcza <br>słońca, Wanyangeri powstał, a za nim Awaru. Poszli pomiędzy <br>skały, gdzie szybko gęstniał mrok.<br><br>- Czy będziemy szli całą noc? - spytał <br>Awaru. Trawa ogrzewała im stopy, jak gdyby pod nią <br>znajdowało się żywe, ciepłe ciało.<br><br>- Chodzić? - zdziwił się Wanyangeri. - Całą <br>noc, to prawda, ale nie zrobimy ani jednego kroku, wyspiarze postarali