Jak widać, uruchomił tu Gombrowicz całą topikę diabelską. Otchłań, chaos, piekło, psa podłego, zażartego, zwierzęcość, papugę, powtarzającą zapewne słowa stworzenia?... Dalej papier (cyrograf?), daremną ucieczkę przed siłą nieczystą, opętanie (Simona przez "dziecko zezwierzęcone", czyli zmienione w zwierzę przez ból), chytrość ("niewyraźne usiłowanie zawładnięcia... mną... zakusy... na mnie"), łechtanie, czyli powolną torturę, jaką zabawia się - znowu - czyjaś ręka. Wreszcie krzyk potępionego, spadającego w niepojęte!... Co więcej, nie mogąc podjąć cudzego cierpienia - ale kto mógłby je udźwignąć? - ze strachu sam czyni zło albo, przynajmniej, przerzuca gniew i wściekłość własną na bliźnich.<br>Czyżby więc Gombrowiczowski diabeł był całkiem uwewnętrzniony? Nie takie to pewne. Bo