kroczył najgrubszy z całej parafii i śpiewał, jak głodny<br>baran, pieśni smutne i niemelodyjne, bo kościelne. Niektóre procesje<br>posiadały własne orkiestry dęte. Było na co patrzeć. Na przykład idzie<br>taki z trąbą wielkości krowy i co pięć minut pierdnie sobie na niej, i<br>to ma być muzyka. Idzie, niesie tę trąbę i świata bożego nie widzi. Nie<br>widzi, że tuż przed nim dół na drodze. Wszyscy go omijają, a on nic nie<br>widzi, więc <orig>drzyst</> i siedzi w dole. Procesja idzie dalej. Nadchodzi<br>następna orkiestra. Gość wyłazi z dołu, słyszy, że koło niego grają,<br>więc pierdzi na tej swojej trąbie bez