kobietami i dziećmi, co dzień nowe gromady zwalały się na Taszkient i nie było dla nich ani dachu nad głową, ani chleba. Radziła, aby nie tracić czasu na daremne próby uzyskania czegokolwiek od wojska, tylko zaciągnąć się do zbiorów bawełny w jakimś z kołchozów na prowincji, i wyjaśniła dokładnie, którędy trafić na pewien plac w mieście, tam, gdzie rekrutują robotników sezonowych, bo jeszcze jest na nich zapotrzebowanie. Robota ciężka, owszem, ale zawsze nakarmią i zapłacą całkiem przyzwoicie. Wiele Polek już tam pracuje, bawełna udała się w tym roku, naprawdę można zarobić.<br>Poczęstowała Zosię amerykańskim papierosem i nalegała, aby uwierzyć, że jako