Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 46
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
górę i potykamy się na nierównej cmentarnej alei.
W gałęziach nawołują niespokojnie ptaki, a nad ich szczebiotem i kwileniem góruje twarde krakanie wron, które roznosi się echem po całym cmentarzu.
Trumna chwieje się na ramionach grabarzy.
Ponad trumną wstają ramiona krzyża i czarny biret księdza.
Słychać szuranie naszych butów po ubitym piasku, jak człapanie zmęczonych końskich kopyt i cichy szloch siostry pana Sieroży, obok której idzie z wieńcem pan Janek ubrany na czarno; oboje wyglądają na parę narzeczonych, która pomyliła kondukt.
Za nimi, jak drużbant, idzie mój dziadek.
Rano z kufra wyciągnął czarne trzewiki, które dla połysku przetarł skórką od słoniny
górę i potykamy się na nierównej cmentarnej alei.<br>W gałęziach nawołują niespokojnie ptaki, a nad ich szczebiotem i kwileniem góruje twarde krakanie wron, które roznosi się echem po całym cmentarzu.<br>Trumna chwieje się na ramionach grabarzy.<br>Ponad trumną wstają ramiona krzyża i czarny biret księdza.<br>Słychać szuranie naszych butów po ubitym piasku, jak człapanie zmęczonych końskich kopyt i cichy szloch siostry pana Sieroży, obok której idzie z wieńcem pan Janek ubrany na czarno; oboje wyglądają na parę narzeczonych, która pomyliła kondukt.<br>Za nimi, jak &lt;orig&gt;drużbant&lt;/&gt;, idzie mój dziadek.<br>Rano z kufra wyciągnął czarne trzewiki, które dla połysku przetarł skórką od słoniny
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego