przynajmniej zostanie do jutra, ale Szczęsny uniósł się ambicją i wyszedł.<br>Przez most Kierbedzia przeszedł na warszawski brzeg i kroczył prosto przed siebie na Zamek, obok Zygmunta, Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem.<br>Wszystkie światła płonęły w stolicy - z jego snu o sławie, ale nie dla niego. W szklanych rurkach neonów, ułożonych w słowa i obrazki, przelewały się różnokolorowe ognie na chwałę piwa Haberbuscha, koniaków Baczewskiego, mydła "Elida" i pasty z brodatym kozłem. Rzęsiście oświetloną ulicą sunął tłum gwarny, świąteczny. Tramwaje dzwoniły krótko, nerwowo. Mknęły taksówki, limuzyny, dorożki i pańskie powozy ze stangretami. W pełni ruchu i blasku wchodziła Warszawa w swą