umysłach wtajemniczonych w działania związku; miał on już swoich ludzi we wszystkich pułkach obozujących pod murami stolicy.<br><page nr=242> Trafiła i do Kazimierza ta agitacja.<br>Siedział on jednego dnia, pod wieczór, w namiocie, gdzie mieściła się kancelaria kompanijna, zajęty kopiowaniem jakiegoś rozkazu. Wtem kroki zaskrzypiały na piasku; do namiotu wszedł podchorąży Jarmuntowicz, ulubieniec całej kompanii z powodu łagodnego charakteru i poczciwego odnoszenia się do żołnierzy.<br>- Cóż to, Deczyński, pracujesz jeszcze? - zagadnął przyjaźnie.<br>- Ot, tak... póki światła dziennego! - odparł Kazimierz odkładając pióro.<br>- Do licha! Dawno po rozkazie... kto mógł, do miasta ekskursował, pusto w całym rejonie!... Złóż no, kamracie, ten papier... pójdziemy na szklaneczkę