Klaudiuszu, Klaudiuszu... - stęknął "drugi", którego nagły, basowy dźwięk przestraszył.<br>- Tak, w ogóle to Pan Bóg was stworzył, ale teraz żałuje - odpowiedział "pierwszy" ni w pięć, ni w dziewięć. Należało uśmiechnąć się, słysząc tę beznadziejnie powtarzaną przygaduszkę. Stary dostawał wówczas lepszego humoru. Jurek uścisnął na pożegnanie poduszkowatą dłoń szefa, wręczoną z umiarem, z godnością.<br>"Podał rękę - myślał Jurek. - Coś nie tak...<br>Myślał oprócz tego: "a jednak poznali się na mnie". Ponieważ zadowolenie jest niepełne, jeśli nie dzieli się go z nikim, oczekiwał niecierpliwie na obiadowy dzwonek. A i później nie należało odzywać się bez wyraźnej potrzeby, aż do chwili, kiedy chleb zostanie