Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wyszła mnie szukać.

- Adamczyk, czekamy - powiedziała łagodnie. - Oładki stygną...

Objęła mnie ramieniem i zaprowadziła do domu.

Rodzice siedzieli już przy stole. Polina posadziła mnie obok siebie i naraz wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Idź, przejrzyj się w lustrze - powiedziała matka.

Wyszedłem do przedpokoju i stwierdziłem przed lustrem, że czoło i nos mam usmolone jak kominiarz. Obmyłem twarz i wróciłem do pokoju.

- Polino Mojsiejewna - odezwałem się oficjalnie, starając się nadać głosowi jak największą obojętność - czy nie widuje pani Kazimiery Wacławowny?... Podobno mieszka w Kijowie, ale od dwóch lat nie możemy jej znaleźć... Bardzo ją lubię, to taka śliczna panienka...

Mówiąc to starałem się naśladować
wyszła mnie szukać.<br><br>- Adamczyk, czekamy - powiedziała łagodnie. - Oładki stygną...<br><br>Objęła mnie ramieniem i zaprowadziła do domu.<br><br>Rodzice siedzieli już przy stole. Polina posadziła mnie obok siebie i naraz wszyscy wybuchnęli śmiechem.<br><br>- Idź, przejrzyj się w lustrze - powiedziała matka.<br><br>Wyszedłem do przedpokoju i stwierdziłem przed lustrem, że czoło i nos mam usmolone jak kominiarz. Obmyłem twarz i wróciłem do pokoju.<br><br>- Polino Mojsiejewna - odezwałem się oficjalnie, starając się nadać głosowi jak największą obojętność - czy nie widuje pani Kazimiery Wacławowny?... Podobno mieszka w Kijowie, ale od dwóch lat nie możemy jej znaleźć... Bardzo ją lubię, to taka śliczna panienka...<br><br>Mówiąc to starałem się naśladować
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego