brzmiało szokująco. No, ale wie już w czym się topi. Zrozumiał okrutną rzeczywistość. Więc ja, żeby mu śmierć uczynić zaszczytniejszą, też krzyczę do niego: <br>- W krowieńcu się topisz, nie w g.... ! A on swoje: "W g...... się topię! Ratunku!" Itd. Utopić się nie utopił, bo głęboko tam nie było, ale utytłanego po pachy wyciągnąłem i ociekającego cieczą cuchnącą, bo chyba i z chlewów gnojówka ściekała tam, nie tylko ta "pachnąca" wołowa, ale i wieprzowa, która nie pachnie. No i takiego ociekającego i nie pachnącego, przestraszonego do białości prowadzę do domu. A przed domem ojca spotykamy na gumnie , który upomniał mnie surowo