ktoś jeszcze nie zdążył, wydrąży się w ich karbowanych skorupach głębokie oczodoły, wstawi do dyniowych brzuchów świeczki, każe rozbłysnąć widmom. Anglik znów nie kupił dyni, drugi rok niepewny, czy ma się wygłupiać tak samo jak tutejsi. Z kwadratem gazety pod pachą Anglik przeciska się przez drzwi małej piekarni i do wąsatego Gwatemalczyka za ladą mówi:<br>- Jak zawsze, amigo.<br>Drugi, mniejszy Gwatemalczyk, w koszulce COLUMBIA BAGELS, upycha do papierowej torby trzy duże obwarzanki, jeden z makiem, drugi z ziarnem sezamowym, trzeci ciemny, słodki, z rodzynkami. Śniadanie i lunch, i podwieczorek, siedemset pięćdziesiąt kalorii, dolar i dwadzieścia centów. I dobrze, bo stypendialny czek