dziejowa sprawiedliwość, a zwłaszcza prawo chłopa do własnej ziemi. Stara kobieta słuchała, może nie słuchała. Wzrok miała utkwiony nad głowami mówiących, w przestrzeń. Barwna, kolorowa, ze sznurami licznych paciorków na szyi, wśród których znalazły się prawdziwe bursztyny obok szklanych kulek, a także czerwonoróżowe korale, trwała niby posąg.<br> - No więc, obywatelko, wasze imię, nazwisko i imię panieńskie matki, imię ojca.<br> - Co komu do tego - mruknęła. - Ja ta nijakiej ziemi nie chcę. Nie potrza.<br> - Musicie mieć zabezpieczenie.<br> - Rzekłam. Siedemdziesiąt lat poza mną, idzie mi siedemdziesiąty drugi. Chto by dla mnie w ziemi robił? Już mi ta bliżej niż dalej. Na smentarzu najdzie się