w grotach na Malinowskiej Skale. Żadne lepsze miejsce nie przyszło mi do głowy i powtarzałam to sobie tak uporczywie, że sama w nie święcie uwierzyłam. Zabawa polegała na tym, że nie żądali ode mnie odpowiedzi, tylko wymieniali różne miejsca i rejestrowali elektrycznie wrażenie, jakie to na mnie robiło. Malinowską Skałę wbiłam sobie do głowy na mur. Oczyma duszy widziałam każdy jej kawałek, każde miejsce, zarówno spośród tych, które znałam, jak i spośród tych, o których tylko słyszałam. Wyobraźnię na szczęście mam i jak na dłoni pojawiały się przede mną kolejno: płaski kamień na łagodnym zboczu, stanowiący właz, olbrzymie, ociekające wodą głazy pionowego komina, ciasne