i stalą, słyszałem pisk hamującego taboru i wielki huk, który ogarniał miasto i trwał aż do późnych godzin rannych. Stal zrzucano na wielkie pryzmy niedaleko ramp kolejowych, płuco piekła w suchotniczym skurczu wypluwało świetliste szyny i w hali robiło się jasno jak w południe. Wierzyłem, że tuż za widnokręgiem z wiekowego snu budzi się potwór, który zasłania trzecią część nieba, a huk jest odgłosem niszczenia miasta, miażdżenia bloków, rwania trakcji, zapadania się tuneli i mostów. Z całych sił wtulałem się w matkę, owijałem się wokół niej jak nić, przędza, czasem chowałem w ciemnym, ciasnym kącie w ostatnim pokoju, pewien, że tam