grządki, wykopać studnię czy porąbać drewno. Córka, 18-letnia Ania, zapisała się właśnie do liceum wieczorowego, bo dzięki temu zachowa rentę po ojcu. Skończyła handlową zawodówkę, ale o pracy nie ma mowy. Trzeba obsługiwać kasę fiskalną, a w szkole uczyli ich na starej wadze i kasie. Poza tym na działkach wpada się w błędne koło - nie ma meldunku, nie zatrudnią.<br>Pan Rysio, sąsiad pani Joli, to były stoczniowiec. Jego żona też pracowała w stoczni, 20 lat jako kucharka. Jest ich tu sporo. Część działek należała kiedyś do stoczni i jej pracownicy, którzy po redukcjach powoli szli na dno, często trafiali tutaj