nasmarował policzki i pogrążył się w<br>zadumę.<br> - Właściwie, mój Osiełek - mówił do swego refleksu w zwierciadle pan<br>O. - jesteś człowiek szczęśliwy: fabryka idzie, a nieszczęścia spadłe<br>na ciebie nie są tak znowu straszne.<br> I tu pan Osiełek zaczął się golić; golił się brzytwą, ponieważ do<br>wszelkich innych metod czuł nieprzezwyciężony wstręt - zresztą był<br>miłośnikiem tradycji.<br> Brzytwa maszerowała po policzkach z gracją, z dezynwolturą, z<br>przemiłym skrzekiem, przypominającym plucie przez zęby; policzki pana<br>Osiełka stawały się gładkie, lśniące i chłodne w dotknięciu. Kiedy<br>wreszcie ujrzał, jako był dokładnie ogolony i śliski na gębie, poczuł w<br>sobie tyle szczęścia, tyle zachwytu, że omal