wygłoszenie kazania czy choćby zredagowanie ulotki nie stawiano jeszcze na szafot i nie zsyłano do obozów, nie groziła nawet utrata pracy - spotkało to wszak Bonhoeffera dopiero w trzy lata później. A jednak, śmiem twierdzić - choć wszelkie tego rodzaju rozważania z bezpiecznej perspektywy muszą grzeszyć dowolnością - poszczególne decyzje w owym okresie wymagały zapewne nie mniejszej odwagi (choć "tylko" cywilnej), niż późniejsza konspiracja wiążąca się z bezustannym narażaniem życia. Co, z obiektywnego punktu widzenia jednostki, wydaje się większą klęską: utrata życia, gdy się je i tak świadomie ofiarowało, czy zmowa niechętnego milczenia, społeczne potępienie, niezrozumienie przez tych, w imię których się działa, oskarżenie