krzyczy - tutka słomiana!" Kto go wie, dlaczego akurat "tutka", ale drze się na całą ulicę, wykrzywia się i przedrzeźnia mój chód. Przystanąłem. "Masz rację, chłopcze - mówię - co to za nogi?" Pokazuję mu i sam się dziwię: "Sfelerowane, pokręcone jak stare korzenie - wstyd patrzeć. Nie można porównać z twoimi - prościutkie, świeżutkie, wyścigowe nogi, słowo daję! Ale wiesz co? Z takimi chorymi nogami ludzie też muszą jakoś żyć. No, powiedz sam, czy nie muszą?" Pogadałem z nim - już mnie nie przedrzeźniał. Nazajutrz znów spotykam go na Piekarskiej, bo to na Piekarskiej było: on tam mieszkał. Czapkę, widzę, zdejmuje i nieśmiało: "Dzień dobry, panie