się głodny, ale bał się złożyć następne zamówienie, bo kelner demonstracyjnie patrzył na zegarek i głośno robił uwagi o rozpasaniu gości, którzy zamiast zjeść i wyjść, siedzą bez sensu. Zapłaciliśmy rachunek i umknęliśmy. Roszko dodał pięć złotych napiwku, co spotkało się z groźnym zmarszczeniem brwi kelnera. Szybko dorzucił jeszcze dziesięć złotych, co kelner powitał przychylnym uśmiechem. Ja nie dorzuciłem nic. Kelner znowu coś zapisał w notesie.<br>- Przynajmniej byliśmy w prawdziwie francuskiej restauracji - podsumował Roszko. - W Paryżu taki obiad kosztowałby fortunę.<br>Już chciałem mu opowiedzieć o swojej karierze, awansie, który na mnie czekał, i zasadach, których nie można łamać, oraz o tym