którym Zoe cisnęła mu w twarz, i sparzył go jej krzyk, jej złość i rozpacz, a że był nagi, nie mógł popędzić za nią, półnagą i zanoszącą się argentyńskimi przekleństwami, po zakurzonych schodach i dalej biec lizaną mrozem ulicą, błagając, by wróciła, zatrzymała się, nie płakała tak rozdzierająco, więc kiedy z hukiem zatrzasnęły się drzwi na dole, znieruchomiał, a potem jak najpowolniejszym ruchem odłożył złoty klucz od zamka Yale na półkę i długo stał przy oknie, które wychodziło na ślepe manhattańskie podwórko. W lodówce mroziła się puszka z niewywołanym kawałkiem filmu. Nabazgrana flamastrem nalepka na puszce zwiastowała 16 mm//17'30". To było