osowiały i zastanawiałem się, czy ma<br>słuszność z tą burzą. Siedziałbym tak może do przyjścia ojca, tyle że<br>znów na próg się przenosząc, bo w izbie robiło się coraz duszniej,<br>gdyby to zniecierpliwienie nie podsunęło w końcu matce myśli, aby mnie<br>w pole posłać.<br> Wziąłem więc grabie i poszedłem. Nawet z ochotą, bo mi już ciążyła ta<br>ospałość i to przenoszenie się z izby na próg, z progu w cień, chociaż<br>prawdą a Bogiem nie paliło się z tym grabieniem żytniska, mendle<br>jeszcze stały.<br> Na polu rozebrałem się do pasa i tak półnagi chodziłem po ściernisku,<br>wygrabując sobie kłoski, a robota nawet