się tamten po prostu, jak gdyby był pospolitym Olejniczakiem, jednym z mnóstwa Franciszków na świecie. - Nie chcieliście przyjść do mnie, więc ja się do was wybrałem.<br>- Toście specjalnie przyjechali?<br>- Niezupełnie. Towarzysz Corobiący wytłumaczył, gdzie jesteście. Ja tu nieraz nocowałem. A nad ranem - wszystko jedno - musiałbym płynąć tędy na majówkę, więc za jednym zamachem, pomyślałem, można i waszą sprawę wyświetlić. Zamieszał w menażce.<br><page nr=285> <br>- Powiedzcie mi - zagadnął dmuchając w skupieniu na fusy - powiedzcie, jak to się właściwie stało.<br>- Zwyczajnie. Gąbiński na zabawie wygadał się po pijanemu, z pistoletem na nas skoczył... Przerzuciliśmy go przez płot, wtenczas Corobiący zaczął biadolić, że Gąbiński może sypnąć. "Juliana - mówił