Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wyszedł z balii i włożył swoją burkę. Matka dziwnie jakoś skurczyła się w sobie i spoglądała na Jurczemkę z bezradnym zdziwieniem.

Doznałem uczucia ulgi, jak po burzy z piorunami, przed którymi zawsze chowałem głowę pod poduszkę.

Jurczenko nieporadnie komicznym, a zarazem rozbrajającym ruchem rzucił się przed matką na kolana i zadeklamował z patosem:

Lubię burzę w początku maja...

Po czym zerwał się z kolan łapiąc w powietrzu spadające binokle, objął matkę i ciągnął dalej:

- A teraz nie maj, tylko wrzesień, Eleonoro Karłowna, ósmy dzień wrżeśnia... Godzina dziewiąta rano... A ja jeszeze nie jadłem śniadania... Moja Agrafiena nie kupiła cukru... Mogłaby się
wyszedł z balii i włożył swoją burkę. Matka dziwnie jakoś skurczyła się w sobie i spoglądała na Jurczemkę z bezradnym zdziwieniem.<br><br>Doznałem uczucia ulgi, jak po burzy z piorunami, przed którymi zawsze chowałem głowę pod poduszkę.<br><br>Jurczenko nieporadnie komicznym, a zarazem rozbrajającym ruchem rzucił się przed matką na kolana i zadeklamował z patosem:<br><br> Lubię burzę w początku maja...<br><br> Po czym zerwał się z kolan łapiąc w powietrzu spadające binokle, objął matkę i ciągnął dalej:<br><br>- A teraz nie maj, tylko wrzesień, Eleonoro Karłowna, ósmy dzień wrżeśnia... Godzina dziewiąta rano... A ja jeszeze nie jadłem śniadania... Moja Agrafiena nie kupiła cukru... Mogłaby się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego