muzy, litewskie krewne nadsyłały emaliowane brosze, bransolety z granatów, turkusowe kolczyki, stryjciowie prawili zdrożności. Wybiegła z Władysiem z cieplarnianej atmosfery swego domu i śpieszyła do nowych, bliskich ludzi po nowe uściski, pochwały, zachęty. O matce Władysia wiedziała tylko, że artystka i że nerwowa. Spodziewała się zatem, że trzeba będzie niewinnym żarcikiem rozproszyć nadmiar egzaltacji; albo raczej może zapłakać na pulchnym ramieniu, jednocześnie własną chusteczką ocierając łzy damy. Na schodach hotelu Władyś nagle stanął. Był blady, surowy... Przytrzymał Jadwigę za rękę. Powiedział nieswoim głosem: <br>- Postaraj się... postaraj... <br>Zadrżała. <br>- Moja matka jest dziwna - dodał. <br>I zaraz weszli do numeru. <br>Róża siedziała na wprost