i służących z sąsiedztwa, ukucnęli kręgiem, obradowali sięgając dłonią do wielkiej patelni pełnej ryżu i jarzyn. W kuchni dławił swąd spalenizny, potu i dymu z papierosów.<br>- Sab - przeraził się sprzątacz. - Namaste dżi.<br>Stary Pereira wytarł umazane palce o połataną, rozpiętą koszulę i złożył dłonie, składając niski ukłon, aż mu się zatrzęsła nastroszona siwa czupryna.<br>- Co za zbiegowisko? Co się tu dzieje? Dlaczego dom zapuszczony, brudny? Otwierać okna, sprzątacz - krzyczał. - Za godzinę ma tu być porządek.<br>Obcy wymykali się przygięci, na czworakach chyłkiem, dopiero w żarze dziedzińca prostowali grzbiety, dudniły ich bose stopy o kamienie.<br>- Nam powiedziano, że sab już nie wróci