się. - Co wy, gwarkowie, ślepi, czy jak? To była samoobrona! Napadli na nas, opryszki jedne! A bo to ich nie znacie? Mało wam złego narobili? Mało z was haraczu ściągnęli?<br>Kichnęła mocno. Potem zdarła drgającemu jeszcze Novosadowi sakiewkę z paska, pochyliła się nad Yirrelem.<br>- Angouleme.<br>- Co?<br>- Zostaw.<br>- Dlaczego niby? To zdobycz! Masz za dużo pieniędzy?<br>- Angouleme...<br>- Hej, wy - rozległ się nagle dźwięczny głos. - Pozwólcie no tu.<br>W otwartych wrotach baraku, będącego magazynem narzędzi, stało trzech mężczyzn. Dwaj byli krótko ostrzyżonymi osiłkami o niskich czołach i niezawodnie niskim pomyślunku. Trzecim - tym, który ich okrzyknął - był niezwykle wysoki, ciemnowłosy, przystojny mężczyzna. <br>- Niechcący słyszałem