do maszyn, nieważne, że inaczej pachniała, trawą, wilgocią, dżdżownicami. Spinoza dumnie obnosił się z upolowaną myszą, spod wąsów dyndał białawy ogonek. Gdy Jassmont podniósł wzrok, napotkał czujne oczy Róży. Patrzyła na niego jak z jaskini ukrytej za wodospadem. - Dlaczego tak długo?<br>- Długo, rzeczywiście długo, jakoś tak zeszło - Jassmont spojrzał na zegar ścienny.<br>Nad świecą mętnie siniał dym. W blaszany parapet za oknem bębniła gałąź. Wziął Różę za rękę i lekko przyciągnął do siebie. - I po co to wszystko, przecież wiesz, że zawsze będę przy tobie - przesunął dłonią po jej twarzy, odnajdując pot i znużenie.<br>- Wiem, ale tyle okropnych rzeczy teraz dzieje