furmanem i ruszał w podróż, która trwała kilka miesięcy, bo rzemiennym dyszlem zajeżdżał do wszystkich majątków po drodze, gdzie go podejmowano jak króla, także dlatego, że strach budził jego złośliwy język, żeby później nie obszczekał. Na <page nr=69> tym swoim wozie palił cygara, a niedopałki rzucał za siebie i raz ledwo zdążył zeskoczyć, bo siano z tyłu stanęło w płomieniach. Kiedyś na rynku miasteczka podszedł do Żydka sprzedającego pomarańcze ile tego da się zjeść; Żydek na to, że pięć, Bitowt, że on zje kopę. Żydek, że on oddaje darmo temu, kto to potrafi. Bitowt skończył pięć dziesiątków a Żydek już w krzyk : <dialect>"Radujcie