z Londynu. Nick jest trochę roztargniony i słabo mówi po polsku. <br>W piątek, zaopatrzona w samochód szefa i rysopis dwumetrowego dryblasa, ruszyłam na lotnisko. Warszawskie korki mają jednak jedną cechę wszystkich zatorów ulicznych: powodują, że nigdzie nie dojeżdżasz punktualnie, nawet jeśli wyjdziesz trzy dni wcześniej. Spóźniona, bez tchu, czerwona z zimna i ze złości wbiegłam na lotnisko. Nicka ani śladu. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. - To ty jesteś Julia. - Yes, I am. Tak, to ja - poprawiłam się szybko, uświadamiając sobie, że kuzyn szefa całkiem dobrze mówi po polsku. Zaczęłam przepraszać za spóźnienie, pytałam, jak minęła podróż, zadawałam pytania, jakie stawia się