grubo po południu.<br> Napoiłem bydło, koniom za drabinki powrzucałem na naręczu świeżej koniczyny, a ponieważ nie chciało mi się iść nad rzekę, do drewnianego koryta przy studni, z którego przez cały rok z wyjątkiem zimy, pijały konie, wlałem kilka wiader studziennej wody.<br> <page nr=35><br> Rozebrałem się do naga.<br> W studziennie mroźnej wodzie zmywałem z siebie żniwny kurz i żniwny blask.<br> Wyszorowany, pachnący szarym mydłem, w świeżo uprasowanej koszuli z wykładanym kołnierzem, ćmiąc papierosa, siedziałem na wyjedzonym przez deszcze dębowym progu domu.<br> Daleko przed sobą, za Wisłą, za złotymi wzgórzami, na które sypał się zmierzch, widziałem pomniejszony do komara skrzydlaty młyn.<br> W tym młynie