zrozpaczone kobiety szukały tu przyczyn rozwodów, niepewne wdowy obłędu swych mężczyzn, mężczyźni zaś beznamiętnym wzrokiem wodzili po kartach, gdzie nie było już żadnego blasku, a blade, stłamszone światło, które pozostało po przepuszczeniu przez mętną i zakurzoną soczewkę, w końcu odbijało się w ich na wpół przymkniętych oczach. <br><br>Kiedy podnosili głowy znad woluminu i zbierali się do wyjścia, okazywało się, że nic nie widzą. Rogówki mieli zamglone, błądzili po omacku i prosili o wyprowadzenie z budynku. Podsuwałem więc swoje ramię i powolnym, cierpliwym krokiem eskortowałem ich do schodów, a potem na parter, zwiększałem odległość, która dzieliła ich od wiecznego zamroczenia. Zawsze jednak