zboczu, pod<br>górę - idzie ksiądz Majdański. Staruszek z siwą głową, w sutannie.<br>Podpiera się laską, przystaje czasem - rozgląda, patrzy na świerki.<br> Stanął w końcu pod oknem, zastukał laską. Pan Słoma po drugiej<br>stronie szyby - wyjrzał zaspany. - To ksiądz proboszcz?<br> - Możesz być spokojny, jest Bóg - mówi ksiądz Majdański donośnym<br>głosem. I znika zaraz, jak kłębek dymu z papierosa. Pod traperskim<br>domem nie ma nikogo. Pan Słoma otwiera okno - wygląda na polanę, do<br>pokoju wpada zimne powietrze. Teraz ktoś szarpie Słomę za ramię: -<br>Wstawaj, wstawaj!<br> Otwieram oczy. Ojciec klęczy nade mną, w namiocie niebiesko,<br>pachnie trawą.<br> - Śniadanie gotowe. Późno. Musimy się zwijać.<br> Znów