się bać. Pamiętam, jak leciałam ostatni raz z Henrykiem, już przyzwyczaiłam się do latania takim małym samolotem, bo nim się zupełnie inaczej lata, bardzo powoli, czasem wydaje się, że ziemia pod spodem zatrzymała się na chwilę, i bywa, że nieźle pobuja, i można latać nisko, prawie tak nisko, że można zobaczyć, czy jabłka na drzewach już się zaczerwieniły. Wylecieliśmy wtedy daleko poza Paryż, był ładny dzień, końcówka lata, i ja patrzyłam na te wszystkie małe domki, tam na dole, pod nami, i myślałam sobie, w ilu tych domkach troskliwe mamy karmią swoje dzieci albo obcierają im brudne buzie, albo podają na