tej nocy? - zainteresowała się. Pochyliła głowę w stronę kuchni.<br>- Zaraz będzie, siadaj, proszę, proszę, gorące, pojemy do syta - jakby była niedziela, zachęcił uradowany.<br>- A co będziemy jeść? - przekrzywiła głowę, ciemne włosy odgarnęła znad czoła.<br>- Wspaniałe okupacyjne śniadanie, kartofle z butteryną, cebula i mleko od Konstantego - poczekał, aż usiadła. Parujące kartofle żółciły się w równiutkich plasterkach. Na brzeżkach tłusto lśniły apetyczne pomarańczowe obwódki. Doszedł do wprawy w wojennym kucharzeniu. <br>Róża upiła mleka, skrzywiła się. - Mleko kozie.<br>- Kozie, od Konstantego, przecież lubisz kozie mleko - stwierdził, wziął ćwiartkę cebuli, zjadł na czczo. Dopiero wtedy zabrał się do kartofli.<br>- Czy mi się tylko wydaje, ale dzisiaj