Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Detektyw
Nr: 4(152)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
tę sentencję, turysta wdrapał się na wóz i szkapina ruszyła. Podróżny usiłował raz i drugi zagadać do woźnicy, ale widząc, że tamten nie reaguje, w końcu dał sobie spokój. Zresztą rytmiczne kołysanie wozu i jego zaczęło powoli usypiać.
Z wolna zaczął kropić deszcz. Potem niebo przecięło parę błyskawic i deszcz zrobił się gęsty. Wreszcie nadeszła prawdziwa ulewa. Woźnica zapiął kurtkę, na głowę nałożył kaptur i mruknąwszy swoje: wio, Baśka - powtórnie zapadł w drzemkę. Jechali tak paręnaście minut, aż zaczepiła ich idąca drogą trójka turystów.
- Można się z wami zabrać, gospodarzu? - spytał jakiś młody człowiek - jesteśmy przemoczeni i zmęczeni. My tylko kawałek... - mówiący
tę sentencję, turysta wdrapał się na wóz i szkapina ruszyła. Podróżny usiłował raz i drugi zagadać do woźnicy, ale widząc, że tamten nie reaguje, w końcu dał sobie spokój. Zresztą rytmiczne kołysanie wozu i jego zaczęło powoli usypiać.<br>Z wolna zaczął kropić deszcz. Potem niebo przecięło parę błyskawic i deszcz zrobił się gęsty. Wreszcie nadeszła prawdziwa ulewa. Woźnica zapiął kurtkę, na głowę nałożył kaptur i mruknąwszy swoje: wio, Baśka - powtórnie zapadł w drzemkę. Jechali tak paręnaście minut, aż zaczepiła ich idąca drogą trójka turystów.<br>&lt;q&gt;- Można się z wami zabrać, gospodarzu?&lt;/&gt; - spytał jakiś młody człowiek &lt;q&gt;- jesteśmy przemoczeni i zmęczeni. My tylko kawałek...&lt;/&gt; - mówiący
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego