nie będę. Zrobiłam, co należało: zawiozłam Andrzeja do domu, napoiłam kawą z cytryną, wezwałam lekarza. Wieczorem odwiozłam go do teatru; grał tego dnia w "Żeglarzu" Szaniawskiego. Siedziałam na widowni do końca przedstawienia, żeby mieć pewność, że wszystko jest w porządku - a później wyszłam sama i pojechałam nie do domu, lecz zupełnie gdzie indziej. Potem wróciłam, ale było po wszystkim.<br>On wiedział, że jest ktoś w moim życiu, ja dowiedziałam się niebawem, że w jego życiu też. Moje skrupuły, wyrzuty sumienia przestały mieć znaczenie.<br>Wyprowadziłam się ostatecznie po wielkiej awanturze, zresztą jedynej między nami. O drugiej w nocy Honorata wyszła ze swojego