z jakiegoś olśnienia, z wolna zaczęły jak gdyby przezierać jawę - pojawił się w nich wstyd i wstręt. Jęknęła: <br>- To ty? - skurczyła się tak, że ręka mężowska opadła. <br>Tego dnia wieczorem Róża wstała od stołu przy kolacji i bez słowa pobiegła do sypialni. Kiedy Adam podążył tam z nią, płakała głośno, zwinięta w kłębek na łóżku. Coś tuliła w objęciach. Nagle przestała szlochać, podniosła na Adama czarne, mokre źrenice, obojętnym głosem: <br>- Patrz, to Michał. <br>Wyciągnęła ku niemu ciepłą od uścisku fotografię. Adam nie poruszył się...Wtenczas cofnęła fotografię, pogłaskała ją czubkiem palca i zaszeptała do siebie: <br>- O, jakie ręce, jakie dłonie... <br>4