ja widzę to wszystko. I ja nic nie mogę. A ty - ojciec. Ja do ciebie: "Adam! Ratuj, bo oszaleję. Ratuj dziecko - deski, proch będę całować, po których chodziłeś". A ty? No... a cóż ty mnie na to? Głowę tak, ot, po fryzjersku, jak teraz, zwiesiłeś i mówisz maślanym głosem: "Spokoju, Ewelina, spokoju... Trudno, miła moja, Bóg dał - Bóg wziął, nie w mocy ludzkiej sprzeciwiać się Bogu". Ot, co ty powiedziałeś mnie - ojciec! "Bóg wziął". Wziął... a maleńki leży tu, cały gorący - i dyszy. I czeka od ciebie pomocy... A ty oddajesz go Bogu! Dla ciebie on już stracony, już "wzięty"... Ach