Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
może nie istnieć - powtórzył Jassmont, zdając sobie sprawę, że ksiądz mu umyka.
Ksiądz podniósł z wysiłkiem ciężkie powieki i przytaknął. Stanowczo za dużo wypili. On również miał osobiste antarktydy, których mogło nie być. Chrystus na krzyżu czerniał, jakby bardziej oddalony. Było to dotknięcie cichej tajemnicy, która jednakowo stanęła naprzeciw nich. Milczeli. Jassmont przez chwilę grzał dłonie o ciepłe podbrzusze szklanki z resztką herbaty. Wyczekiwał. Ksiądz domyślił się, nalał bimbru, równo, po brzeg, i pierwszy podniósł kieliszek. - No to wypijmy, panie Janie, za Antarktydę, dopóki ona jest.
- Za Antarktydę - zgodził się Jassmont i po raz pierwszy poczuł wspólnotę z księdzem.
Wypili, poczerwieniało
może nie istnieć - powtórzył Jassmont, zdając sobie sprawę, że ksiądz mu umyka.<br>Ksiądz podniósł z wysiłkiem ciężkie powieki i przytaknął. Stanowczo za dużo wypili. On również miał osobiste antarktydy, których mogło nie być. Chrystus na krzyżu czerniał, jakby bardziej oddalony. Było to dotknięcie cichej tajemnicy, która jednakowo stanęła naprzeciw nich. Milczeli. Jassmont przez chwilę grzał dłonie o ciepłe podbrzusze szklanki z resztką herbaty. Wyczekiwał. Ksiądz domyślił się, nalał bimbru, równo, po brzeg, i pierwszy podniósł kieliszek. - No to wypijmy, panie Janie, za Antarktydę, dopóki ona jest.<br>- Za Antarktydę - zgodził się Jassmont i po raz pierwszy poczuł wspólnotę z księdzem. <br>Wypili, poczerwieniało
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego