trudno... - Rzucił twarde spojrzenie, jakby chlastał pejczem albo ciskał czymś parzącym.<br>Jassmont przymknął oczy, nic nie odpowiedział. <br><br>- Pan musi zrozumieć, ręka wyciągnięta nie może zawisnąć w próżni. Szybko się męczy, do tej pory spotykał się pan z dużą tolerancją z naszej strony.<br>- To, co pan mówi, odczytuję jako ordynarny szantaż.<br>Niemiec złożył dłonie. - Cóż, sympatia też ma swoje granice.<br>Jassmont wstał, poprawił ubranie. - Tak, wszystko już zostało powiedziane, bezcelowe jest przedłużanie naszego spotkania, proponuję, rozejdźmy się, pan wybaczy, po angielsku. - Zrobił rzecz, do której nie miał przekonania. Lekko, ale jednak, bardzo oszczędnie się ukłonił. Niemiec odpowiedział tym samym, może odrobinę cieplej