nawoskowane, teraz zmatowiały <br>i straciły jędrną soczystość. Nie mogły <br>pogodzić się z nagłym wyrwaniem Marycha z pejzażu <br>podwórka. To on zapuszczając co rano motor godził <br>czasy dawne: trawnik, zielony żywopłot, biegające <br>dzieci, ptaki, motyle, koty, myszy, z czasami <br>nowymi: z betonową płytą, dwoma garażami, <br>kawałkiem gołej ziemi i uschniętą akacją.<br><br>Pakamerka Marycha napęczniała bólem, wybrzuszyły <br>się drzwi, ciężka żelazna kłódka połyskiwała <br>z wysiłku kilkoma niezardzewiałymi plamami.<br><br>Stara, przeszło osiemdziesięcioletnia wrona <br>poleciała nie wiadomo dokąd; być może nie <br>chciała uczestniczyć w powolnym dogorywaniu <br>podwórka, a może nie żyła już od dawna <br>i może te parę czarnych piór, które znalazł kiedyś <br>Mały Gnój