Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
przepłaca.
Zdaje się, że ta Ostia, Campillowie, a ściślej biorąc, ich zaproszenie nadal go korciło. Wrócił do tego tematu, powiadając mniej więcej coś takiego, że zapraszając mnie, bardzo ładnie się zachowali. Wzrosła też w nim ochota, by mi okazać podobną grzeczność.
- To może pojutrze. W poniedziałek. Zawiozę pana do Fregene. Śliczna plaża. I w dzień powszedni nie tak przeludniona jak Ostia. Oczywiście w godzinach przedpołudniowych.
- Rankami pracuję. Chodzę do Biblioteki Watykańskiej. Oniemiał na chwilę.
- Dostał się pan tam! Też przez Campillego? Po sekundzie namysłu odpowiedziałem:
- Nie. Przez mego ojca.
Z korytarza wypadł czarny buldożek pana Malińskiego. Natarł na mnie z furią
przepłaca.<br>Zdaje się, że ta Ostia, Campillowie, a ściślej biorąc, ich zaproszenie nadal go korciło. Wrócił do tego tematu, powiadając &lt;page nr=45&gt; mniej więcej coś takiego, że zapraszając mnie, bardzo ładnie się zachowali. Wzrosła też w nim ochota, by mi okazać podobną grzeczność.<br>- To może pojutrze. W poniedziałek. Zawiozę pana do Fregene. Śliczna plaża. I w dzień powszedni nie tak przeludniona jak Ostia. Oczywiście w godzinach przedpołudniowych.<br>- Rankami pracuję. Chodzę do Biblioteki Watykańskiej. Oniemiał na chwilę.<br>- Dostał się pan tam! Też przez Campillego? Po sekundzie namysłu odpowiedziałem:<br>- Nie. Przez mego ojca.<br>Z korytarza wypadł czarny buldożek pana Malińskiego. Natarł na mnie z furią
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego