Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 47
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
że zostaniemy tu do rana. Wyłączyłam wciąż pracujący silnik, Tomek wyciągnął mnie z samochodu, potem znalazł mi śpiwór i kule. Trzeba było czekać". Oczekiwanie nie trwało nawet dziesięciu minut. Okazało się, że któryś z ochraniających drogę żołnierzy zauważył wypadek. Zorganizowano pomoc, na prowizorycznych noszach niesiono Jankę na dół, Izet i Tomek mogli zejść o własnych siłach. Potem jakiś prywatny samochód odwiózł ich do szpitala w Hrasnicy. Prześwietlenia, opatrunki. "Mieliśmy cholerne szczęście" - opowiada później Janka. Rzeczywiście, skończyło się na porozbijanych głowach, poobijanych żebrach, bolesnych stłuczeniach. "Pan Bóg wziął chyba nadgodziny" - skomentował ktoś ich opowiadanie po kilkunastu godzinach, kiedy po kolejnym przejściu przez
że zostaniemy tu do rana. Wyłączyłam wciąż pracujący silnik, Tomek wyciągnął mnie z samochodu, potem znalazł mi śpiwór i kule. Trzeba było czekać". Oczekiwanie nie trwało nawet dziesięciu minut. Okazało się, że któryś z ochraniających drogę żołnierzy zauważył wypadek. Zorganizowano pomoc, na prowizorycznych noszach niesiono Jankę na dół, Izet i Tomek mogli zejść o własnych siłach. Potem jakiś prywatny samochód odwiózł ich do szpitala w Hrasnicy. Prześwietlenia, opatrunki. "Mieliśmy cholerne szczęście" - opowiada później Janka. Rzeczywiście, skończyło się na porozbijanych głowach, poobijanych żebrach, bolesnych stłuczeniach. "Pan Bóg wziął chyba nadgodziny" - skomentował ktoś ich opowiadanie po kilkunastu godzinach, kiedy po kolejnym przejściu przez
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego