po ślubie wracać do Malenia. Dzień był mroźny, wyiskrzony słońcem.<br>Na przykościelnym cmentarzu, gdzie chowano zmarłych proboszczów, czekało kilkunastu partyzantów. W pocerowanych i wytartych, ale polskich mundurach, prezentowali się znakomicie. Na ich widok ucichły śmiechy, urwały się krotochwilne przyśpiewki. Oczy spoczęły na srebrnych orzełkach, dłonie rade by dotknąć wyszorowanych cegłą, błyszczących guzików. Dowódca oddziału ujął pod ramię pannę młodą. Mania wynurzyła się z plebanii otulona w biel istotnie wytwornej sukni. Głowę jej spowijała kremowa koronka welonu. Oficer powiódł ją między szeregami. Szczęknęły szable, nad głowami idących zetknęły się ostrza. Za Manią szedł Stefek, prowadzony przez matkę Mani i przez ojca, stelmacha