Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
Zimno, no nie. Wiadomo, zima. Chcę i nie chcę. Przechodziłem, patrzę, myślę sobie, zajrzę, zobaczę, co dobrego u pana, drogi panie Janie, a tu przykry widok, zimno, ręce grabieją, panie Jassmont, palić porządnie należy, na zdrowiu nie ma co oszczędzać.
- Jest chłodno, nie zimno, sam pan zauważył, że mamy zimę - burknął Jassmont i skierował się w głąb mieszkania. Cofnął się niezgrabnie, Hrehor, niezapraszany, wszedł. Zobaczywszy Różę, która rozpoczęła układać pasjansa - wielkiego pająka, zsunął czapkę z głowy, potem się ukłonił. - Dzień dobry szanownej pani.
Róża powściągliwie skinęła głową, zatoczyła ręką z kartą wielkie koło ponad stołem, ponad okruszkami, co wyglądało, jakby brała
Zimno, no nie. Wiadomo, zima. Chcę i nie chcę. Przechodziłem, patrzę, myślę sobie, zajrzę, zobaczę, co dobrego u pana, drogi panie Janie, a tu przykry widok, zimno, ręce grabieją, panie Jassmont, palić porządnie należy, na zdrowiu nie ma co oszczędzać.<br>- Jest chłodno, nie zimno, sam pan zauważył, że mamy zimę - burknął Jassmont i skierował się w głąb mieszkania. Cofnął się niezgrabnie, Hrehor, niezapraszany, wszedł. Zobaczywszy Różę, która rozpoczęła układać pasjansa - wielkiego pająka, zsunął czapkę z głowy, potem się ukłonił. - Dzień dobry szanownej pani.<br>Róża powściągliwie skinęła głową, zatoczyła ręką z kartą wielkie koło ponad stołem, ponad okruszkami, co wyglądało, jakby brała
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego