godzinę temu dałaby sobie rękę uciąć, że został pochowany w Ameryce. Poczuła, że kręci się jej w głowie; odwróciła się i bez słowa wyszła z piramidy. Na widok żałobników wciąż stojących na zewnątrz zatrzymała się tuż przy wejściu. Przez te kilka minut, kiedy była w środku, zdołała o nich niemal całkiem zapomnieć. To wszystko było takie dziwne, takie nieoczekiwane, takie nierealne! Nagle podszedł do niej jakiś mężczyzna i wyciągnął rękę. W pierwszej chwili nie wiedziała, czego chce; zorientowała się dopiero, kiedy zaczął mówić. Składał kondolencje. No tak, faktycznie, była tu jedyną krewną zmarłego. Uczestnicy pogrzebu podchodzili po kolei, ściskali jej dłoń